Ciekawa historia z LinkedIn. Numerologia w rekrutacji i patologia współczesnego rynku pracy

Ciekawa historia z LinkedIn. Numerologia w rekrutacji i patologia współczesnego rynku pracy

W dobie cyfrowej transformacji i zaawansowanych narzędzi HR, rynek pracy wciąż zaskakuje absurdalnymi praktykami, które przypominają bardziej ezoterykę niż profesjonalne zarządzanie zasobami ludzkimi. Jedna z takich historii, która niedawno obiegła LinkedIn, stała się symbolem patologii, z jakimi mierzą się kandydaci do pracy. Opowiada o niej Elwira Wiśniewska, HR Business Partner i headhunterka specjalizująca się w marketingu rekrutacyjnym. Jej post rzuca światło na to, jak w dzisiejszych czasach rynek pracy należy do pracodawców, a nie pracowników, czyniąc poszukiwanie zatrudnienia prawdziwym wyzwaniem.

Historia z LinkedIn: Numerologia jako narzędzie rekrutacyjne

Elwira Wiśniewska opisuje proces rekrutacji na stanowisko Dyrektora Operacyjnego w rodzinnej firmie produkcyjnej z Wielkopolski, zatrudniającej około 150 osób. Stanowisko to jest kluczowe dla całej organizacji, a prezes firmy pełni jednocześnie rolę hiring managera. Wydawałoby się, że w tak ważnym procesie decyzyjnym liczą się kompetencje, doświadczenie i dopasowanie kulturowe. Tymczasem, jak relacjonuje Wiśniewska, prezes opiera swoje wybory na… numerologii.

Przed podpisaniem umowy o pracę z wybranym kandydatem, firma żąda sporządzenia „portretu numerologicznego”. Koszt takiej analizy to około 300 złotych, pokrywany przez pracodawcę. Portret ma służyć jako wewnętrzne narzędzie refleksji dla hiring managera, a do jego przygotowania potrzebne są data urodzenia oraz nazwisko rodowe lub panieńskie kandydata. Wiśniewska podkreśla, że na tym etapie nie jest możliwe zebranie takich danych, co dodatkowo komplikuje sprawę.

Autorka posta nie kwestionuje samej numerologii jako „nauki” (lub paranauki), ale podnosi kwestię jej miejsca w profesjonalnej rekrutacji. Zakończenie jej wpisu to apel do społeczności LinkedIn: „Czy ktoś ma doświadczenie z numerologią w HR/rekrutacji? Czy istnieje legalne ugryzienie tej sprawy?” Reakcje pod postem są liczne – od śmiechu przez oburzenie po dyskusje o granicach prywatności i dyskryminacji.

Ta anegdota nie jest odosobniona. LinkedIn, jako platforma profesjonalna, często staje się miejscem, gdzie pracownicy i rekruterzy dzielą się podobnymi historiami, ujawniającymi ukryte absurdy rynku pracy. Od testów osobowościowych opartych na astrologii po wymagania dotyczące wyglądu zewnętrznego – takie praktyki pokazują, jak daleko odeszliśmy od meritokracji.

Patologie rynku pracy: Rynek pracodawcy, nie pracownika

Historia Wiśniewskiej to tylko wierzchołek góry lodowej. Współczesny rynek pracy w Polsce i na świecie przeszedł radykalną zmianę. Jeszcze kilka lat temu, w erze „rynku pracownika”, to kandydaci dyktowali warunki – wysokie pensje, benefity, elastyczny czas pracy. Dziś, po wpływie pandemii, inflacji i globalnych zawirowań gospodarczych, sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Rynek należy do pracodawców, co czyni znalezienie pracy prawdziwym wyzwaniem.

Po pierwsze, nadpodaż kandydatów. W branżach takich jak IT, marketing czy zarządzanie, na jedno stanowisko aplikuje setki osób. Firmy mogą przebierać w CV, co prowadzi do wydłużania procesów rekrutacyjnych. Kandydaci przechodzą przez wieloetapowe rozmowy, testy i zadania, tylko po to, by na końcu usłyszeć „dziękujemy, ale wybraliśmy kogoś innego”. W efekcie, poszukiwanie pracy trwa miesiące, a nawet lata, prowadząc do frustracji i wypalenia.

Po drugie, absurdalne wymagania i brak transparentności. Pracodawcy żądają nie tylko doświadczenia, ale też „idealnego dopasowania” – czasem opartego na subiektywnych kryteriach, jak w przypadku numerologii. Brak feedbacku po rozmowach to norma; kandydaci inwestują czas i energię, nie otrzymując nawet informacji zwrotnej. Do tego dochodzą patologie jak ghosting (brak kontaktu po obietnicy), niskie oferty płacowe poniżej rynkowych standardów czy wymagania dotyczące wieku, płci lub stanu cywilnego, które choć nielegalne, nadal się zdarzają.

Po trzecie, wpływ technologii i automatyzacji. Systemy ATS (Applicant Tracking Systems) filtrują CV na podstawie słów kluczowych, eliminując wielu kwalifikowanych kandydatów. Algorytmy, zamiast ułatwiać, często dyskryminują – np. preferując profile z określonymi słowami czy doświadczeniem z „prestiżowych” firm. W połączeniu z AI w rekrutacji, powstają nowe patologie, jak generowanie fałszywych ofert pracy czy profiling kandydatów bez ich zgody.

W Polsce sytuacja jest szczególnie trudna. Według danych GUS i raportów firm rekrutacyjnych jak Manpower czy Randstad, stopa bezrobocia wśród młodych ludzi przekracza 10%, a w niektórych regionach jest jeszcze wyższa. Firmy, zwłaszcza małe i średnie, jak ta z Wielkopolski, często działają w szarej strefie HR, ignorując przepisy o ochronie danych osobowych (RODO) czy zakaz dyskryminacji. Żądanie danych jak data urodzenia pod pretekstem numerologii może naruszać prawo, ale czy zdesperowany kandydat zdecyduje się na skargę?

Jak radzić sobie w takim rynku?

Dla kandydatów kluczowe jest budowanie sieci kontaktów – LinkedIn to idealne miejsce, by dzielić się historiami jak ta Wiśniewskiej i szukać wsparcia. Warto inwestować w personal branding, specjalizować się w niszach i być aktywnym w społecznościach branżowych. Pracodawcy powinni zaś pamiętać, że takie praktyki jak numerologia nie tylko odstraszają talenty, ale też narażają firmę na ryzyko prawne i reputacyjne.

Podsumowując, historia z LinkedIn to zabawny, ale gorzki przykład, jak rynek pracy stał się areną władzy pracodawców. W czasach, gdy znalezienie pracy wymaga nie tylko umiejętności, ale też szczęścia i odporności psychicznej, warto głośno mówić o patologiach. Może to skłoni firmy do refleksji – zanim sięgną po kolejny „portret numerologiczny”.

guest
0 Komentarze
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
Przewijanie do góry