Obiecywali zniesienie podatku Belki. Miało być prosto, sprawiedliwie i motywująco. Zamiast tego dostaniemy nowy instrument finansowy pod koniec 2026 roku.
W kampanii wyborczej 2023 roku Koalicja Obywatelska obiecała „100 konkretów na 100 dni”. Pod pozycją numer 37 zapisano jasno: zniesienie podatku Belki dla oszczędności i inwestycji do 100 tys. zł utrzymanych dłużej niż rok. Dziś już wiemy, że ta obietnica nie zostanie dotrzymana.
Zamiast tego, Ministerstwo Finansów i Gospodarki (tak, resort zmienił nazwę w lipcu) ogłosiło powstanie nowego instrumentu: Osobistego Konta Inwestycyjnego (OKI). Pomysł? Zamiast zlikwidować podatek dla wszystkich, powstaje nowy produkt. Trzeba będzie też na niego poczekać do drugiej połowy 2026 roku.

Nowy instrument finansowy zamiast prawdziwej reformy
Według zapowiedzi ministra Andrzeja Domańskiego, OKI ma pozwolić Polakom inwestować do 100 000 zł bez podatku Belki, a powyżej tej kwoty z preferencyjną stawką opodatkowania wynoszącą około 0,8-0,9% rocznie. Pomysł jest inspirowany brytyjskim ISA (Individual Savings Account), ale w Polsce problem nie polega na braku produktów inwestycyjnych, tylko na bałaganie, wysokim opodatkowaniu i skomplikowanych zasadach.
Trochę danych o inwestowaniu w Polsce:
- Tylko 6% Polaków aktywnie inwestuje na giełdzie (GPW, 2024).
- Wśród osób w wieku 18–29 lat, ponad 70% trzyma pieniądze wyłącznie na rachunkach oszczędnościowych lub w gotówce (NBP, „Diagnoza Finansowa 2024”).
- Połowa Polaków nie potrafi wskazać, czym różni się IKE od IKZE (BGK, 2023).
Mimo to, zamiast uproszczenia systemu podatkowego, dostajemy kolejny instrument, który zrozumieją nieliczni. A przecież o wiele łatwiej byłoby po prostu:
- wprowadzić kwotę wolną od podatku kapitałowego,
- zaprojektować progresywną skalę podatkową, która nie zrówna drobnego inwestora z kimś, kto zarabia miliony na giełdzie.
IKE, IKZE, PPE, czyli jak zniechęcić ludzi do oszczędzania
Nie jest przecież tak, że Polacy nie mają gdzie inwestować. Mamy IKE, IKZE, a niektórym oferuje się także Pracownicze Programy Emerytalne. W teorii to świetne produkty:
IKE: brak podatku Belki po osiągnięciu wieku emerytalnego i spełnieniu warunków. Limit wpłat na 2025 r.: 23 472 zł.
IKZE: dodatkowo można odliczyć wpłaty od dochodu (limit: 9 388,80 zł dla osób nieprowadzących działalności).
PPE: dla szczęśliwców pracujących w większych firmach, które zgodziły się na ten benefit.
Niestety większość Polaków albo o tym nie wie, albo nie rozumie zasad działania, albo zwyczajnie nie wierzy, że państwo nie zmieni znowu zasad gry inwestycyjnej za kilka lat.
W dodatku wszystkie te produkty mają jeden wspólny mianownik: są sztywno powiązane z wiekiem emerytalnym, co dla młodych oznacza zamrożenie środków na dekady.
Inwestowanie to nie hobby, tylko konieczność
Nie trzeba być ekonomistą, żeby wiedzieć, że przyszłe emerytury z ZUS będą dramatycznie niskie. Dzisiejszy dwudziestolatek, który nie inwestuje świadomie, najprawdopodobniej nie ma zabezpieczenia na przyszłość. Demografia w Polsce jest bezlitosna, a koszty życia rosną. Jak młody człowiek ma się zmotywować do odkładania pieniędzy, skoro państwo ściąga 19% podatku Belki od każdego, nawet najmniejszego zysku?
Wszystkie dane i analizy wskazują jedno: młodzi Polacy chcą inwestować, ale często nie wiedzą jak, co stwarza potrzebę stworzenia prostych i motywujących ścieżek inwestowania kapitału. Obietnica ze „100 konkretów” była dobrym krokiem w tę stronę. Zamiast jej realizacji mamy kolejny instrument, który zmusza do zmiany przyzwyczajeń i ma niepewną przyszłość.