Trzech polskich posłów poleciało na Tajwan biznes klasą. Koszty biletów sięgają zawrotnych sum, a cel podróży budzi wątpliwości. Służba państwu, czy luksusowy wyjazd za publiczne pieniądze? Sprostowanie: wiceminister Michał Jaros zapewnił, że za delegację zapłaciła strona tajwańska.
Delegacja na Tajwan – kto poleciał i dlaczego?
Marek Chmielewski, Łukasz Horbatowski i Iwona Krawczyk to nazwiska, które w ostatnich dniach rozgrzały opinię publiczną. Posłowie udali się na Tajwan w ramach delegacji parlamentarnej pod przewodnictwem wiceministra rozwoju i technologii, Michała Jarosa. Według informacji z tajwańskich i polskich źródeł celem wizyty było zacieśnianie relacji gospodarczych i technologicznych. W sumie w wyjeździe uczestniczyło 70 polskich delegatów, jednak nie każdy pochwalił się przebiegiem swojej podróży.
Ile kosztuje bilet biznes klasą na trasie Warszawa – Tajwan?
Bilety lotnicze w klasie ekonomicznej na tej trasie to wydatek rzędu 2 500-4 000 zł w obie strony. Jednak biznes klasa to zupełnie inny świat.
Dla trzech osób koszt podróży biznes klasą może przekroczyć 50 000 zł! To równowartość rocznej pensji wielu Polaków.
Komfort kontra oszczędność
Biznes klasa oznacza luksusowe fotele, wykwintne posiłki i szybkie odprawy. Ale czy posłowie naprawdę muszą korzystać z takich udogodnień podczas podróży służbowej?
- W wielu krajach urzędnicy podróżują wyłącznie klasą ekonomiczną.
- W Polsce nie ma jednoznacznych przepisów – decyzja zależy od wewnętrznych regulacji Sejmu i indywidualnych uzasadnień.
Relacje posłanki Iwony Krawczyk na social mediach pokazują, jak łatwo granica między służbą publiczną a wakacjami może się zatrzeć.
Społeczne konsekwencje i reakcje
W dobie kryzysu gospodarczego i rosnących kosztów życia takie wydatki budzą oburzenie. Dla wielu Polaków podróż biznes klasą to nieosiągalny luksus, więc nic dziwnego, że podróże tego typu są przedmiotem dyskusji.
Luksus za publiczne pieniądze?
Delegacja na Tajwan miała na celu zacieśnienie relacji gospodarczych, ale koszt podróży biznes klasą stawia pod znakiem zapytania sensowność takich wydatków. Czy politycy powinni świecić przykładem oszczędności, czy korzystać z pełni przywilejów? Odpowiedź pozostawiam czytelnikom.